Nie wiedziałam, że będzie aż tak ciężko. Wprawdzie nie był to mój pierwszy bieg górski, ale jednak trasa prawie cały czas ostro pod górę, moje słabe przygotowanie i ponad 30 stopni na dworze dało się we znaki. Ale daliśmy radę! W sobotę wbiegliśmy na górę Żar. 🙂
O 5 rano obudził mnie hulający wiatr i uderzający o okno deszcz. Pomyślałam sobie tylko, że cięzko będzie biec pod górę po błocie i przeraziłam się, że zapomniałam wziąć z domu kurtki. Jednak gdy obudziłam się już nad ranem, po deszczu nie było ani śladu i zapowiadał się kolejny gorący dzień.
Relacja z biegu na górę Żar
Bieg zaczynał się o godzinie 11:30, co oznaczało bieganie w samo południe. Obowiązkowo, więc wzieliśmy ze sobą czapki, krem z filtrem i dużo wody. Pierwszy raz postanowiłam biec z butelką w ręce i na prawdę w pewnych momentach była ona jak zbawienie.
W końcu wystartowaliśmy spod Centrum Kultury w Międzybrodziu Żywieckim. Na początku delikatnie pod górkę asfaltową drogą. Potem wbiegliśmy na leśne ścieżki, które na szczęście w większości znajdywały się w cieniu. I zaczęło się… przed nami dłuuugi, stromy podbieg. Prawie wszyscy zaczęli spokojnie wchodzić zamiast biec. Musicie wiedzieć, że biegi górskie rządzą się całkiem innymi prawami. 🙂 Na początku biegnie oczywiście grupa wymiataczy, która pędzi całą trasę nie zwracając uwagi na górki, ale cała reszta bierze to na spokojnie. 🙂 Także kiedy zaczął się stromy podbieg i jeszcze na początku próbowałam trochę biec, to już po kilku metrach zaczęłam maszerować. Ale dzięki temu, chyba pierwszy raz podczas jakiegokolwiek biegu, widziałam wszystkie oznaczenia kilometrów. 🙂
Górka nie chciała się skończyć. Idziemy i idziemy i końca nie widać. Woda, którą trzymałam w ręku uratowała mnie całkowitego wysuszenia, a cień drzew choć trochę dawał ulgę w gorący dzień.
I tak w końcu na piątym kilometrze pojawił się zbieg. Oh jak cudownie, że w końcu można było puścić nogi i pozwolić im zbiec na dół. Ta radość nie trwała jednak długo, bo za chwile przed nami wyrosła kolejna, jeszcze bardziej stroma górka. 😀
Nie wiedziałam już jak się nazywam, więc po prostu szłam. I jak zwykle pojawiła się myśl “po cholerę ja to robię?!”. Na szczęście takie myśli znikają zaraz po przebiegnięciu mety, a w zamian pojawiają się nowe „kiedy następny bieg?”. 😉
Ale idziemy dalej. Już widać koniec górki, a tam pan kierujący ruchem zapewniający, że najgorsze za nami i teraz już będzie w miarę płasko. Nareszcie! Ależ tacy kibice potrafią dodać motywacji. 🙂 Jak tylko zobaczyłam kawałek płaskiego terenu moje nogi ruszyły do przodu. Niestety skończył się też las i słońce nieziemsko przygrzewało. Ale tutaj też pojawił się kolejny zbawiciel. Tym razem pan strażak, który polewał zawodników wodą z węża strażackiego. No teraz to dostałam nowe życie i mogę finiszować. 🙂
Kilka ostrych, krótkich zbiegów i kilka podbiegów i już słychać metę. Finisz jednak nie był aż taki łatwy bo przed samą metą musieliśmy pokonać ostry podbieg. Ale doping kibiców dodał siły i… udało się! Meta! Grono wolontariuszy ruszyło w moją stronę – medal, woda, kupon na posiłek i bilet na zjazd kolejką. Uf, chyba nic nie zgubiłam, ale za to nie wiem jak się nazywam. Góra Żar dała mi w kość. 🙂
A moje poszczególne kilometry wyglądały tak: pierwszy po asfalcie – 5:50, drugi pod lekką górkę – 6:29, trzeci ze stromym podbiegiem – 10:56, czwarty – ile jeszcze tej górki? – 14:41, piąty – hura zbieg! – 8:49, szósty ze wsparciem pana kierującego ruchem i pana strażaka – 6:37 i cięzki finisz na 800 metrach – 7:50. W sumie 61:14. Jak na to, że ostatnio miałam małe przerwy w treningach, no a do biegu górskiego w ogóle się nie przygotowywałam, to jestem bardzo zadowolona z wyniku. 🙂
Na szczycie czekało na nas leczo, dekoracja, losowanie nagród i piękne widoki. 🙂
Bieg górski to na prawdę świetne doświadczenie. Gdy po raz pierwszy brałam udział w takim biegu (na Grojec) to wypowiedziałam tyle brzydkich słów na raz, że aż wstyd się przyznać. 😉 Jednak uczucie po przekroczeniu mety rekompensuje wszystko i chce się więcej. A dodatkowo można podziwiać piekne widoki. 🙂
To kiedy spotykamy się na kolejnym biegu? 🙂
Zerknij też na „Górską Przygodę” w Wiśle. Rewelacyjny bieg górski, cudne widoki, ostre podejścia i podbiegi no ale zbieganie wynagradza wszystko… 🙂
Dzięki, na pewno się przyjrzę! 🙂