Parę lat temu biegłam w pierwszej edycji Jastrzębskiej Dziesiątki i już wtedy ten bieg bardzo mi się spodobał. Niestety przez kolejne lata ciągle coś nie pozwalało mi w nim ponownie wystartować. Dlatego też w tym roku, jak tylko pojawiła się możliwość zapisów, zaklepaliśmy sobie razem z T. miejsce w biegu. I choćby nie wiem co się działo, obiecałam sobie, że w tym biegu wystartuje.
Oczywiście działo się. Przez długi czas walczyłam z kontuzją i w ciągu ostatniego pół roku biegałam może z 3 razy na miesiąc… Teraz jestem po kolejnej i miejmy nadzieje ostatniej wizycie u fizjoterapeuty. Trenować narazie dalej nie trenowałam, ćwiczyłam jedynie w domu, ale na bieg i tak postanowiłam jechać. Ból zniknął, więc czemu nie? Nie wiem czy to przez mój upór czy po prostu głupotę 😀 wystartowałam i…
Relacja z biegu Jastrzębska Dziesiątka
Może zacznijmy od początku. 🙂 Cała impreza odbywała się na hali widowiskowo-sportowej w Jastrzębiu Zdroju. Bieg zaczynał się dopiero o godzinie 19, więc był to mój pierwszy bieg wieczorny. 🙂 Ogólnie wolę biegać wieczorem, więc był to duży plus. No i była pewność, że nie będzie nas palić słońce, bo przecież trasa biegła głównymi ulicami, bez kawałka cienia. 🙂 Pojawił się za to inny problem. Deszcz. Cały tydzień piękna, słoneczna pogoda, a w sobotę rano ulewa jak nie wiem co. Już zaczęliśmy z T. planować taktykę, czy lepiej biec w długich czy krótkich rękawkach? Czy założyć czapkę z daszkiem? Jak tu uciec przed tym deszczem? Na szczęście gdy zbliżaliśmy się już do Jastrzębia, przestało padać i nawet na chwilę zza chmur wyszło słońce. Uf 🙂
Pakiet startowy
Po przybyciu na miejsce udaliśmy się na halę odebrać pakiet startowy. Znajdowała się w nim koszulka – damska piżdżąca pomarańczowa, zaś męska w pięknym niebieskim kolorze. W takiej koszulce przynajmniej się nie zgubię. 😀 W pakiecie znajdował się jeszcze napój, bombony, batonik, przyprawy i masę ulotek od sponsorów. 🙂
Fajnym akcentem były też imienne numerki. Takie szczegóły na prawdę się liczą. 😉
Start
Start był podzielony na strefy czasowe, dzięki czemu nikt na siebie nie wpadał. Każdy ustalił swój planowany czas biegu i ustawił się w odpowiedniej strefie. Ja tym razem powędrowałam prawie na sam koniec. Przez braki treningów i kontuzję ustaliłam dla siebie czas 60 minut. Po wystrzale startera dopiero po jakiś 20 sekundach przebiegłam linię startu, ale przecież nigdzie mi się nie spieszyło. 😉 Najważniejszym celem było dobiegnięcie do mety. 🙂
Trasa
Wokół całej trasy stało na prawdę dużo kibiców, którzy dopingowali wszystkich. Nawet tych na końcu. 😉 Bardzo za to dziękuję, taki doping na prawdę uskrzydla. Oprócz tego na trasie rozstawione były banery motywacyjne. Taki prosty zabieg jak postawienie planszy z napisem „dasz radę” i od razu milej się biegnie. 🙂
Trasa liczyła dwie pętle, więc ja będąc ledwo na początku już widziałam jak pierwsi zawodnicy wracają drugą stroną ulicy. Obserwowanie i trochę też kibicowanie najlepszym oczywiście tak mnie zaabsorbowało, że minęłam z dwie tabliczki z opisem kilometrów. Ale to już u mnie standard, zawsze jakiejś nie zauważę. 🙂 Mniej więcej jednak wiedziałam z jaką prędkością biegnę. Początek trasy po około 6:30 na km. Masakra. 🙂 Dużo wolniej od zakładanego czasu, ale wolałam nie szaleć po tak długiej przerwie, a po za tym tak dobrze mi się biegło. Bez żadnej spiny, po prostu cały czas do przodu. 🙂
Na szczęście nie odczuwałam żadnego bólu związanego z kontuzją, postanowiłam więc, że będę powolutku przyspieszać. I tak po 5 kilometrach tempo podskoczyło na zawrotne 6:15. 😀 Nie byłabym jednak sobą, gdyby mając jeszcze tyle sił, nie przyspieszyć jeszcze bardziej na ostatnim kilometrze. Dziesiąty kilometr w 5:15. Szok! Jednak mięśnie nie zapominają i mam nadzieję, że jak wkrótce zacznę trenować, po kontuzji nie będzie już śladu, a ja będę mogła powoli wrócić do swojej formy. 🙂
Meta
…I dobiegłam! 😀 Czas 1:03:00. Piękny, okrąglutki i słabszy od zakładanego, ale hej! dobiegłam! 🙂
Na mecie dostałam piękny medal, a dodatkowo każda kobieta dostała piękną różę. Bardzo miły dodatek. 🙂
Dekoracja
Reszta imprezy odbywała się w hali. Było cieplutko, sucho i wesoło. 🙂
Jako posiłek zaserwowano nam makaron z sosem. Był na prawdę dobry! T. tylko marudził, że wolałby grochówkę, ale ja takich rzeczy po biegu nie potrafię przełknąć, cieszyłam się więc z pysznego makaronu. 🙂
Dekoracja zwycięzców przebiegła w świetnej atmosferze. Tym bardziej, że cały bieg wygrał Szymon Kulka, wyprzedzając dwóch, przeważnie niepokonanych, Kenijczyków. Takich głośnych oklasków na dekoracji jeszcze nie słyszałam. 🙂
Mnóstwo przeróżnych kategorii i masę nagród. Również tych w losowaniu dla wszystkich uczestników. I tym razem niestety nie udało nam się nic wylosować, ale nie tracimy nadziei. 😉
Jastrzębie organizuje na prawdę świetne imprezy biegowe. Bieg Kobiety na 5+ i Jastrzębska Dziesiątka to jedne z moich ulubionych biegów. Mam nadzieję, że w przyszłym roku będę mogła wystartować na obu już w pełni zdrowia. 🙂
A kolejny bieg już za miesiąc w Gliwicach. Z kim się widzimy? 🙂
Super, lubię bardzo te Twoje opisy:D
Nawet się na pierwsze zdjęcie załapałam ! 😉
Super, że mimo kontuzji cały czas starasz się biegać i robisz to czysto dla przyjemności, mega! 🙂
Dzięki! Bardzo mnie to cieszy 🙂 Staram się jak mogę i z bieganiem i z wpisami 😉
A mój aparat to Cię bardzo lubi, zawsze mam jakieś zdjęcie z Tobą 😀
Oj przykro mi że musisz czekać miesiąc na bieg 🙂 Do zobaczenia, podejdź, pogadaj 🙂 https://www.facebook.com/helpforalek/
Po tak długich przerwach w bieganiu ten miesiąc to pikuś 😉 Do zobaczenia!