Po pustynnej Fuerteventurze przyszedł czas na kolejną wyspę i tym samym ostatni etap naszej podróży. Dzisiaj będzie dużo bardziej zielono – zapraszam na wycieczkę po Teneryfie. 🙂
Teneryfa
Lot, noclegi i transport
Pomiędzy wyspami Kanaryjskimi kursują samoloty linii CanaryFly, także bez problemu można się szybko przetransportować. 😉 Nasz lot z Fuerteventury na Teneryfę kosztował około 372 zł (za dwie osoby).
Wycieczkę na Teneryfę podzieliliśmy na dwie części – wpierw chcieliśmy pozwiedzać północ, a potem wygrzać się na południowych plażach. Noclegów szukaliśmy na Airbnb, bo wychodziły taniej niż na Bookingu. W Puerto de la Cruz zapłaciliśmy około 980 zł za 7 noclegów na dwie osoby. Drugą bazą wypadową było Los Cristianos – dużo bardziej turystyczna miejscowość, przez co też z wyższymi cenami. Za 2 noclegi zapłaciliśmy około 440 zł (za dwie osoby).
Tutaj podobnie jak na Fuerteventurze wynajeliśmy samochód, aby zwiedzić każdy zakamarek wyspy. Zapłaciliśmy około 470 zł za 9 dni (wypożyczalnia AutoReisen).
No to zaczynamy zwiedzanie. 🙂
Stolica i stara stolica
Zwiedzanie wyspy zaczęliśmy od samej stolicy – Santa Cruz.
Spacerowaliśmy po deptakach ze sklepami, zaliczyliśmy kilka parków z masą przeróżnej roślinności i podziwialiśmy oryginalne audytorium.
W sumie miasto jak miasto. 😉
Pojechaliśmy więc na górę, aby zobaczyć to wszystko z góry. Znajduje się tam zamknięty park, ale można zostawić samochód przed bramą i i tak wejść do środka. Wszystko jest zarośnięte i zaniedbane, na szczęście piękne widoki zostały. Zobaczcie sami. 🙂
A po drugiej stronie miasta można zobaczyć niesamowite góry.
Pod wieczór zahaczyliśmy jeszcze o dawną stolicę Teneryfy – San Cristóbal de La Laguna. Sporo deptaków, a przy nich mnóstwo kolorowych kamienic.
Wulkan, góry i klify
Kolejny dzień to wyprawa wgłąb wyspy. Pierwszy punkt – Pico del Teide. Jest to najwyższy szczyt Hiszpanii, jak również najwyższy szczyt na wszystkich wyspach atlantyckich. Jego wysokość to 3718 m n.p.m.
Do pewnego miejsca można dojechać samochodem, co też zrobiliśmy. 😉 Po drodze cały czas widzieliśmy górujący nad wyspą szczyt.
W tym momencie jesteśmy już nad chmurami. 🙂
Jadąc na górę przejeżdżaliśmy przez gęste lasy, po których można spacerować – co chwilę było widać ścieżki spacerowe. Im byliśmy wyżej tym mniej drzew widzieliśmy. W końcu klimat zmienił się całkowicie i było widać już tylko skały. 🙂
Na wysokości 2356 m znajduje się kolejka, którą można wjechać na samą górę. My nie zdecydowaliśmy się na tę przyjemność ze względu na cenę, ilość ludzi jaka tam była oraz przez to, że chcielibyśmy kiedyś tam po prostu wejść. 🙂
Pojechaliśmy więc dalej, aby zjechać z góry po drugiej stronie wyspy. Po drodze przystając podziwiać piękne widoki. 🙂
W końcu zjechaliśmy do miejscowości Los Gigantes, w której było strasznie trudno zaparkować. 😀 Znajdują się tutaj ogromne klify – Los Gigantes. 😉 Podziwiać je można z małej plaży, na którą nie udało nam się wjechać z powodu braku miejsc, z punktu widokowego (o tutaj), albo, z moim zdaniem najlepszego miejsca, o tutaj. 😉
Po obejrzeniu gigantów znów udaliśmy się w góry. 😉 Przejechaliśmy całą masę serpentyn i kilka razy musieliśmy się cofać, aby przepuścić autobus, a w niektórych miejscach nawet inne samochody (na szczęście były porobione specjalne zatoczki 😉 ). A wszystko po to, aby dojechać do maleńkiej wioski Masca. Kilka domków na krzyż, ale za to widoki bajeczne. 🙂
I jeszcze kilka widoków z dalszej jazdy. Przepiękne miejsca. <3
Pojechaliśmy jeszcze na półwysep Punta de Teno pooglądać widoki, jednak najlepsza tutaj była chyba jazda. Droga zaraz przy klifie, a od czasu do czasu tunele wydrążone w skale. Robiło wrażenie. 🙂
Wieczorem udaliśmy się do centrum Puerto de la Cruz i trafiliśmy na pyszne kalmary w Casa Mediterránea. 🙂
Czarne i niebieskie
Po dużej dawce siedzenia w samochodzie dnia poprzedniego, postanowiliśmy w końcu trochę poplażować. 🙂 Plaże na Teneryfie są w większości czarne ze względu na wulkaniczny charakter wyspy. I w sumie nawet spodobało mi się to połączenie błękitnego oceanu i czarnego piasku. 🙂
A na plażowanie wybraliśmy Playa Los Patos. Można do niej dojść od strony plaży Bollullo, przy której znajduje się parking płatny (3 euro). Droga nie jest najprostsza – wpierw trzeba przedrzeć się przez zarośla, a potem zejść z wysokiej góry. Ale według nas warto – na plaży jest dużo mniej ludzi niż na tej bardziej popularnej. 😉
A jakie tutaj były fale! Dawno się tak nie wybawiłam w wodzie. 😀
Piękne widoki na Teneryfie
Kolejnego dnia wybraliśmy się na północ i bardzo żałuję, że akurat wtedy nam tak się pogoda zepsuła, bo widoki były niesamowite. Zwłaszcza w miasteczku Benijo. Po prostu wow. 🙂
Gdy kolejnego dnia pogoda się poprawiła postanowiliśmy zahaczyć o kilka punktów widokowych, które poprzedniego dnia były całe w chmurach. 😉
Widok na wybrzeże i oczywiście Pico del Teide.
Kolejny punkt widokowy i znowu Pico del Teide w tle. 😉
Z punktu Mirador Cruz Del Carmen wybraliśmy się na krótką wycieczkę po hiszpańskim lesie. 😉
A potem jeszcze kilka zapierających w piersiach dech widoków.
Aby w końcu dojechać do Playa de Las Teresitas – na zdjęciu widoczna z góry – bardzo popularne miejsce robienia zdjęć. 😀 Sama plaża nic specjalnego – zaraz obok port, więc nie było fal, jasny piasek i dużo miejsca jak na tak popularną plaże. 😉
A w nocy jeszcze raz wybraliśmy się na szczyt del Teide, aby pooglądać gwiazdy. Pizgało tam przeraźliwie, więc za długo nie posiedzieliśmy, ale gwiazdy faktycznie były niesamowite! Nawet udało mi się zrobić parę zdjęć moim aparatem. 😉
Ogród botaniczny i banany
Kolejnego dnia wybraliśmy się do ogrodu botanicznego w Puerto de la Cruz (wejście 3 euro). Mnie tam zachwyca każdy liść, więc bawiłam się świetnie 😀 i zrobiłam masę zdjęć przeróżnym dziwnym roślinom. 😉
Potem jeszcze trochę plażowania na Playa El Ancón. A po drodze plantacje bananów. 🙂
Turystyczne południe Teneryfy
I jedziemy na południe. 🙂
Na obiad wybraliśmy się do Guachinche El Cordero, która znajduje się zaraz przy plantacji bananów. Zamówiliśmy porcję grillowanego mięsa dla dwóch osób, a dostaliśmy porcję jak dla wojska. 😀 Kosztowało to chyba jedyne 15 euro, a ponad połowę dali nam jeszcze na wynos. Było tanio, dobrze i dużo (dużo za dużo ;D).
Los Cristianos, w którym się zatrzymaliśmy, to zdecydowanie bardzo nastawiana na turystów miejscowość. Wszyscy mówią tu po angielsku (bo jest tutaj masę anglików) i są tutaj wszelkie turystyczne dobroci – czyli masę sklepów. 😀 Po prostu szaleństwo…
Zamiast siedzieć w mieście pozwiedzaliśmy pobliskie plaże – Playa de La Tejita, Playa de Ajabo i te najbardziej popularną (bo znajdującą się w sumie w mieście) Playa de Las Vistas. 🙂
I tym optymistycznym akcentem kończy się nasza piękna podróż. 🙂 Mam nadzieję, że podobała się Wam ta mała wycieczka i może skusiłam Was na wyjazd na Kanary. 😀